niedziela, 24 kwietnia 2016

Z lupą nad geniuszem. Elena Ferrante – Genialna przyjaciółka





„Czy wiesz co to jest plebs?” „Tak, proszę pani”. Czym jest plebs, dowiedziałam się dopiero teraz, zrozumiałam to jasno i wyraźnie, o wiele jaśniej i wyraźniej niż mogłam to zrozumieć przed laty, gdy nauczycielka zadała mi to pytanie. Plebs to byliśmy my. Plebs to były kłótnie o wino i jedzenie, o to, kogo obsłużono w pierwszej kolejności. Plebs to była brudna podłoga, po której chodzili kelnerzy, plebs to były coraz bardziej wulgarne toasty. Plebs to była moja matka, która wypiła za dużo wina i teraz, oparta plecami o ramię ojca, śmiała się na cały głos z erotycznych podtekstów w odzywkach handlarza starzyzną. Wszyscy się śmiali, łącznie z Lilą, która miała minę kogoś, kto wypełnia swe zadanie do końca.





W reklamie tetralogii tajemniczej Eleny Ferrante w marcowym numerze „Książek. Magazynu do czytania” zamieszczono słowa Jonathana Franzena, które brzmiały następująco: Czasem zdarzają się jeszcze genialni pisarze. Nigdy nie zapomnę chwili, w której odkryłem Elenę Ferrantę.

Pierwszą część, tj. „Genialną przyjaciółkę” omawiałyśmy na kwietniowym Sabatowie (o czym można przekonać się pod tym linkiem) i bardzo spodobało mi się porównanie jej do brazylijskiego serialu. Nie pamiętam, która z nas tak określiła tę książkę, ale przyznać muszę, że bardzo trafnie – tym bardziej, że nie nazywając tego w głowie, sama miałam podobne wrażenie podczas lektury.

Nie zgadzam się z wyżej przytoczonymi słowami Franzena, bo trudno mi znaleźć w powieści tę genialność, o której on wspomina. Mam jednak teorię, że amerykański i europejski fenomen „Genialnej przyjaciółki” i jej kolejnych części kryje się raczej za nieodgadnioną tożsamością pisarki (a może pisarza lub nawet grupy pewnych osób, hm?). 
Nawet sama fabuła jest dość banalna i wielokrotnie wcześniej eksploatowana. Opiera się na zawiłej kobiecej relacji złożonej jednocześnie z podziwu i rywalizacji, tej drugiej pozornie ukrytej za zasłoną przyjaźni. Przeciwstawia etos sumiennej pracy i własnych predyspozycji. Stawia przy tym pytanie, co jest ważniejsze: wykształcenie, czy umiejętność korzystania z okazji. Wszystko zawinięte niczym naleśnik w rulon społecznego pochodzenia, jego wpływu na kształtowanie się osobowości i umiejscowienia startu na linii dorosłego życia. 

Elena i Lila wychowują się w neapolitańskiej dzielnicy biedy, gdzie najwyższy podziw składa się tym, którzy mają pieniądze. Ci zaś dzierżą władzę, dyktują warunki lokalnej społeczności, wykluczają z grona lub pozornie przyjmują do swoich. Młode chłystki rozbijające się po okolicy modnym autem mogą więcej, niż sumiennie pracujący szewc. A mężczyzna na społecznej drabinie stoi wyżej, niż kobieta. Bieda i  zacofanie nie potrafi znaleźć szansy w wykształceniu. Nauka traktowana jest jako niepotrzebna fanaberia, odbierająca rodzinie ręce do pracy i dodająca gębę do wykarmienia. W ten sposób przedstawiona dyktatura biedy i zacofania, jak w „Genialnej przyjaciółce” jest mało wyrazista. Tutaj zdecydowanie bardziej chwalę „Ziemię niczyją” Erskine Caldwella.


A jednak „Genialna przyjaciółka” wciąga. Pomimo dość naiwnie prowadzonej narracji i fabularnej treści - bawi, a nawet niekiedy zachwyca szczegółami. Jak choćby traktowana niczym skarb i doszczętnie zaczytana książka „Małe kobietki” czy  wyolbrzymione rysopisy postaci, stworzone w dziecięcych głowach:

Ojciec mówił o don Achillem w taki sposób, że wyobrażałam go sobie jako olbrzyma o skórze pokrytej fioletowymi pęcherzami, ziejącego złością, pomimo słowa „don”, jakim wszyscy poprzedzali jego imię, kojarzącego się raczej ze spokojem i autorytetem. Mógł być potworem – nie wiem – z żelaza, czy ze szkła albo porosłym parzącą  pokrzywą, ale na pewno był żywy, bo z jego ust i nozdrzy buchał gorący oddech. Wierzyłam, że gdybym spojrzała a niego choćby z daleka, sypnąłby mi w oczy jakąś żrącą substancją, a gdybym przypadkiem zupełnie oszalała i podeszła pod drzwi jego mieszkania, na pewno uśmierciłby mnie na miejscu.


I chociaż wciąż nie zgadzam się z cytowanym Franzenem, daję jednak Ferrante kredyt zaufania. Bo być może ta genialność ukryta jest w całości historii złożonej na tetralogię? Może nawet mydlana opera „Genialnej przyjaciółki” jest tylko nieudanym wstępem do wielce udanego finiszu historii? Przekonam się, kiedy wniknę dalej. Zaś ciekawskich do lektury nie zachęcam, ani też nie zniechęcam. Obiecuję jednak, że dam znać, kiedy dobrnę do końca czwartego tomu. Trzymajcie kciuki ;)


3/6
__________________________
* cytaty: Elena Ferrante – Genialna przyjaciółka [L’Amica Geniale; przekł. Alina Pawłowska-Zampino ]; wyd. Sonia Draga  2014

e-book dzięki uprzejmości portalu Woblink


2 komentarze:

  1. Mimo nie do końca pozytywnej opinii... ta książka bardzo mnie ciekawi. To chyba przez tą okładkę i zarys fabuły. Słyszę o tej serii po raz pierwszy, ale mam nadzieję, że nie po raz ostatni! :)

    Pozdrawiam
    Książki - inna rzeczywistość

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie akurat okładka nie zachęciła ;) Jestem bardzo wybredna w tej kwestii ;)

      Życzę przyjemnej lektury. Daj znać, jakie były wrażenia :)

      Pozdrawiam

      Usuń


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...