poniedziałek, 28 października 2013

Ile warta jest najwyższa stawka? Antonina Kozłowska - Kukułka



„Siedziała (…) w domu, wsłuchując się w dojrzewające w niej komórki jajowe. Lekarze mieli wyprodukować z nich piękne nowe zarodki, które później zostaną wszczepione jakiejś innej kobiecie. „Jak kukułka” – pomyślała. – Kukułka znosi jaja w gnieździe innego ptaka, który ma za zadanie je wysiedzieć. Wszyscy to potępiają lecz przecież, skoro wymyśliła to natura, musi być w tym jakiś cel. Co czuje kukułka, składając jajo w obcym gnieździe? Czy wierzy, że robi to, co najlepsze dla swojego przyszłego dziecka, czy później martwi się o nie?” Wiedziała, że gdyby zadała to pytanie głośno – mężowi, matce, znajomej – zamiast odpowiedzi usłyszałaby tylko pełen zakłopotania śmiech. Nikt nie zastanawia się nad takimi rzeczami. Kukułka robi coś, do czego została genetycznie zaprogramowana. Ptaki nie myślą. Dlatego postanowiła zachować te rozważania dla siebie.” *


Jak bardzo pragnienie dziecka może zawładnąć naszym życiem? Jak wiele można poświęcić, dla realizacji celu. I czy w ogóle warto postawić najwyższą stawkę?

Marta od zawsze w głowie miała jeden model rodziny: ojciec, matka i dziecko. Żadne tam luźne związki, żadne DINKSY, mimo tego wraz z mężem tworzyła patchworkowy model rodziny. 
Z Filipem osiągnęli wszystko, co sobie zaplanowali – dobrą pracę, wysokie zarobki, ładne mieszkanie. Wszystko to, co pozwalało zrealizować największy życiowy cel Marty – posiadanie swojego dziecka. Jednak lata starań i kolejne poronienia coraz bardziej oddalały ją od punktu, do którego uporczywie dążyła. Uzasadniona, ale jednak wciąż - obsesja Marty spowodowała, że razem z Filipem oddalali się od siebie. On – poszukujący potwierdzenia tego, że wciąż jest mężczyzną, a nie tylko producentem nasienia, potencjalnym ojcem i pocieszycielem – wdał się w romans z koleżanką w pracy. Tak naprawdę, sam będąc ojcem 15 – letniego syna z pierwszego małżeństwa, nie do końca potrafił zrozumieć, wciąż pozbawione nadziei, pragnienie żony.

„- A czy ty… w ogóle chcesz dziecka? – Marta wreszcie zadaje to pytanie, sama nie do końca wierzy, że wypowiedziała te słowa, po prostu wymknęły się jej z ust, bez namysłu. Do tej pory zakładała przecież, że skoro ona tego chce, to i on, nie słyszała sprzeciwu, kiedy odstawiła tabletki.
- Jeśli ty chcesz, to i ja chcę – odpowiada Filip, nieuważnie, jak na kolejne pytanie kilkulatka zaczynające się od „a dlaczego…” Całuje ją w czoło, wstaje od stołu.”

Uświadomienie sobie, że pragnienia w związku nie zawsze mają taką samą intensywność dla obojga w tak kardynalnych punktach – wyjaskrawia trudne położenie, w jakim znalazła się para. To nie jest ani łatwe, ani komfortowe, kiedy u jednej strony pojawia się uczucie przymusu i uczucie przymuszania z drugiej strony. 

Kiedy kolejna próba kończy się, jak wszystkie poprzednie – poronieniem, Marta i Filip decydują się na skorzystanie z usług surogatki. Wtedy ich życie łączy się z życiem Iwony.

„Po wyjściu sąsiadki Iwona znowu zapatrzyła się w okno. Gdzieś tam, za szybą, chodzili ludzie, którym miała dać dziecko. Nie tacy ludzie jak ona – tacy, do jakich mogła należeć, gdyby  jej życie, małżeństwo i kariera nie okazały się pasmem porażek. Ludzie ze świata za szybą, którzy kupili już wszystko w tym ogromnym sklepie z zabawkami, jakim było współczesne życie, i chcieli zamówić jeszcze tylko tę jedną, jedyną rzecz, jakiej akurat dla nich zabrakło w magazynie. Ludzie płacący innym ludziom za ich czas i swoją wygodę, zatrudniający sprzątaczki, gosposie, kierowców i nianie, dla których pewnie zatrudnienie zastępczej matki było tylko kolejnym krokiem w tym łańcuchu.
Ludzie dzielili się na kupujących i dostawców, a jej zupełnie naturalnie przypadła ta druga rola.”

Standard życia Iwony zdecydowanie odbiega od tego, jaki mają Marta i Filip. Ciąg następujących po sobie wypadków: trudna sytuacja materialna, wspólne mieszkanie z teściami, wspólnik w pracy męża, który narobił długów, bankructwo developera i związana z tym strata wspólnych pieniędzy Iwony i Darka, choroba starszego syna, młodsza córka z małżeńskiej wpadki, w końcu porzucenie przez męża i ciągły brak pieniędzy powodują, iż po namowie sąsiadki, pewnego dnia kieruje ona swoje kroki do „Biura Pośrednictwa BOCIANEK” kojarzącego surogatki z parami marzącymi o własnym potomstwie, o które bezskutecznie zabiegali naturalnym dla wszystkich ludzi sposobem.

Od tego momentu wszystko wydaje się, że pójdzie już zgodnie z planem: Marta  i Filip zostaną rodzicami, a Iwona po otrzymaniu 30 tysięcy za pomyślne donoszenie ciąży i urodzenie zdrowego dziecka, w końcu poprawi swoją trudną sytuację finansową. I tak byłoby, gdyby Iwona nie zmieniła zdania i po urodzeniu przekazała dziecko biologicznym rodzicom. Niestety ku rozpaczy Marty, kobieta stwierdza, że kocha „swoje” jeszcze nie narodzone dziecko, chce je zatrzymać, więc kategorycznie nie zgadza się na adopcję. Nie pomagają groźby kary finansowej za zerwanie umowy i mediacje z prawnikiem małżeństwa. Rodzi się dziewczynka – Kaja, której prawnie i faktycznie matką zostaje Iwona. Tymczasem Marta wpada w depresję, jak domek z kart sypie się jej małżeństwo z Filipem. I mimo że sytuacja wydaje się być nie do odbudowania – opowieść kończy się szczęśliwie. Może nawet zbyt optymistycznie. Mimo to pokazuje, że nawet w najbardziej beznadziejnym przypadku można znaleźć satysfakcjonujące rozwiązanie życiowych problemów.  Gorąco polecam.

„Kiedy zbyt mocno nakręcimy sprężynę w zegarze kilka razy z rzędu, wytrzyma. Dopiero za którymś razem ostatecznie się podda i pęknie z cichutkim jękiem, prawie niedosłyszalnym w chaosie codziennych odgłosów. Do naszych uszu dociera dopiero cisza, wyrwa w szumie, jaka powstaje, kiedy zabraknie stałego, miarowego tykania mechanizmu. Tak było i z Martą. Przez lata jej życie było podporządkowane tylko jednemu celowi – spełnieniu jednego marzenia. Uważała, że jest w stanie zrobić wszystko dla tego marzenia, na końcu drogi czekało przecież urzeczywistnienie wizji. Wizji wypieszczonej przez te miesiące i lata, barwny film, w którym szła przez jesienny park opromieniony październikowym słońcem, trzymając za rękę Dziecko. Był to chłopczyk, a czasem dziewczynka – nie miało to jednak większego znaczenia, bo w wizji liczyła się łącząca ich więź, jak niewidzialna nić, łagodny ton słów wypowiadanych przez nią do Dziecka, ciepło jego miękkiej rączki i ufny uśmiech na drobnej twarzyczce. To był ostateczny happy end.”



Autorce serdecznie dziękuję za podarowanie książki :)

6/6
___________________________
* wszystkie cytaty: Antonina Kozłowska - Kukułka, wyd. Otwarte
Recenzja bierze udział w wyzwaniu: Czytamy powieści obyczajowe
Recenzja bierze udział w wyzwaniu:  Polacy nie gęsi, czyli czytamy polską literaturę

10 komentarzy:

  1. Chętnie sięgnę. Dziękuję za tą recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Bardzo proszę :)
      W środę zapraszam zaś na "Trzy połówki jabłka" też Antoniny Kozłowskiej :)

      Usuń
  2. Czytałam tę książkę w ubiegłe wakacje. Bardzo mi się podobała - choć to może nie jest najlepsze słowo. Powinnam napisać, że to dobra i zapadająca w pamięć książka. A. Kozłowska stworzyła ciekawe bohaterki i z wielkim wyczuciem oddała ich emocje, marzenia i troski. "Kukułka" to wg. mnie najlepsza książka tej Autorki.
    Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam recenzję u Ciebie :) I rzeczywiście zgodzę się z Tobą - "Kukułka" jest najlepsza. W moim rankingu na drugim miejscu jest "czerwony rower", a na trzecim "Trzy połówki jabłka".

      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Nie ma to jak egzemplarz książki z autografem. Zaraz się robi przyjemniej... Przyznać muszę, że nie znam twórczości A. Kozłowskiej, choć tytuły już mi się gdzieś obiły o oczy i uszy... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że milej :)
      Pani Kozłowska pisze dobrą, zgrabnie przedstawioną obyczajówkę, myślę, że mogłoby Ci się spodobać.

      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Słyszałam o tej książce, ale nie miała okazji przeczytać. Zapisuję tytuł :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam tę książkę! I zazdroszczę autografu. :)

    OdpowiedzUsuń


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...